Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/635

Ta strona została skorygowana.

Doktor pomocnik wyszedł zaraz.
— Tylko ostrożnie moje dziecko — rzekł profesor — jeżeli Leclére znajduje się w willi Baltus, to naturalnie zobaczy twoją gospodynię, którą zna. Potrzeba urządzić w ten sposób, ażeby obecność tej kobiety nie wzbudziła w nim żadnego podejrzenia.
— Słusznie, kochany profesorze. Cóż kazać powiedzieć Pannie Baltus?
— Że rozum Joanny zaczyna przebudzać się, że chwilami pamięć powraca. Truciciel, obawiając się wyzdrowienia swojej ofiary, pospieszy dokończyć dzieła.
— To co się nazywa wyśmienicie wymyślone — wykrzyknął Klaudjusz.
A po cichu dodał:
— Nie na żarty przebiegły stary!
— Masz najzupełniejszą rację, kochany profesorze — oświadczył Grzegorz — uczynię tak, jak mówisz i zaraz napiszę słów kilka.
Usiadł przy biurku, wziął ćwiartkę papieru i skreślił następujące słowa:

„Kochana Panno Paulo!

Pan Bóg skoro zechce robi cuda. Dał nam tego dowody, zsyłając na panią Delariviére błyski rozumu. Zdaje się sobie przypominać. Wymawia pewne nazwiska, o których jak się zdawało zapomniała zupełnie... Może tej nocy przypomni sobie wszystko. Może jutro wszystko wypowie. Proszę panią, przybywaj jak najprędzej. Potrzebna nam pani bardzo... Edma ściska panią. Ja pokornie ścielę się do jej nóżek.

Grzegorz Vernier.“

Młody człowiek głośno przeczytał ten list, włożył go w kopertę i zapieczętował.
Stara gospodyni weszła do gabinetu przed chwilą i była obecną przy czytaniu.
— Magdaleno — powtórzył do niej Grzegorz — słyszałaś? — Słyszałam, panie doktorze.
— Zrozumiałaś?
— Zrozumiałam.