Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/636

Ta strona została skorygowana.

— A więc bierz list, jedź natychmiast do Melun i oddaj go do własnych rąk panny Baltus. a jeżeli będą cię tam zapytywać, to powtórz dokładnie coś słyszała. Więcej nic nie wiesz.
— Niech pan będzie spokojny, panie doktorze, prędzej dałabym sobie język uciąć, niżbym powiedziała słowo więcej.
Ukłoniła się i wyszła.
— Dzielna istota! — mruknął stary uczony.
— Wierna i przywiązana. Pochodzi jeszcze z czasów, w których starzy służący należeli do rodziny.
Grzegorz wziął obie ręce Klaudjsza i szczerze je uścisnął.
— Oddałeś nam wielką przysługę, dzielny przyjacielu. Takiej przysługi niczem się nie da wynagrodzić. Może jednakże znajdziemy później sposobność okazania ci dowodu naszej wdzięczności.
— Pan mi nic nie winien, panie doktorze, nie mam prawa nawet do wdzięczności pańskiej odrzekł marynarz — spełniłem tylko swój obowiązek, a spełniłem go, przysięgam panu, z największą przyjemnością.
— Czy pozostaniesz u nas na noc?
— Nie, panie doktorze, muszę być w Neuilly Saint James, mam jeszcze coś do zrobienia...
I Klaudjusz Marteau, pożegnawszy się z wszystkimi, powrócił do czekającego nań stangreta przy rogu ulicy Raffet.

ROZDZIAŁ XX.

Zaraz po wyjściu dzielnego marynarza doktor Schultz poszedł do apteki, aby przygotować lekarstwo, zapisane przez profesora. Stary doktor opuścił zakład, Edma z początku złamana była strasznem wzruszeniem, ale potem pokrzepiona nadzieją, wypoczywała od dawna.
Dokor Vernier i Schultz rozeszli się także do swoich mieszkań, ale postanowili tej nocy czuwać w ubraniu, ażeby być przygotowanym na każde poruszenie, i dla tego to uporządkowali wpierw drut elektryczny, aby być pewnymi, że nikt się bez ich wiedzy nie dostanie przez małą furtkę do parku.