Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/646

Ta strona została skorygowana.

— Tak, ukochana moja... Jesteś lekko bardzo ubraną, ochłodziło się, wiatr wieje od Sekwany i gdybyśmy dłużej pozostali, nabawiłabyś się kaszlu może...
W uścisku narzeczonego panna Baltus rozkosznie zadrżała.
— Dobrze, skoro tak chcesz — szepnęła. — Ty jesteś już na wpół władcą moim i panem. Trzeba się przyzwyczaić do posłuszeństwa. Wracajmy więc.
Szli wolno do willi, trzymając się za ręce. Paula oparła główkę na ramieniu Fabrycjuzza. Dziwna jakaś wesołość owładnęła nią zupełnie. Weszli do sieni, gdzie były schody prowadzące na piętro.. Weszli na stopnie schodów. Fabrycjusz podtrzymywał swoją towarzyszkę, unosił ją prawie.
Znaleźli się na pierwszem piętrze.
— Tędy — powiedziała panna Baltus — apartament swój znajdziesz na prawo, przy końcu galerji.
Pociągnął ją zlekka w tę stronę. Drzwi i okna były pootwierane dla odświeżenia powietrza po całodziennym upale.
Panna Baltus zatrzymała się w progu.
— Oto jesteś u siebie, przyjacielu — odezwała się głosem drżącym trochę. — Pozostawiam cię i życzę dobrej nocy, wypoczywaj i... śnij o Pauli, która śnić będzie o tobie... Jeszcze raz życzę ci dobrej nocy... do widzenia... do jutra...
Fabrycjusz poczuł, że chciała wysunąć się z jego objęcia. Przycisnął ją silniej do siebie i nie chciał wypuścić; prześliczną jej główkę położył na swojem ramieniu, a usta przycisnął do bladego jej czoła, szepcząc do uszka głosem cichszym od westchnienia:
— Paulo, kochana Paulo, ja cię kocham!... Paulo, kochana Paulo, ja cię uwielbiam!...
Fabrycjusz czuł oddech panny Baltus, muskający mu twarz.
— Ja także cię kocham! ja także cię uwielbiam... — szeptało dziewczę.
— No to — odrzekł — nie opuszczaj mnie tak prędko. Wejdź ze mną. Mam ci tyle jeszcze do powiedzenia.