— Na pewno Joanna umarła — pomyślał Fabrycjusz — i zawiadamiają o tem Paulę. Przeklęta Magdalena, żeby była później trochę przybyła.
Paula powróciła na górę z listem Grzegorza.
Rozbudzona i na prędce przybrana panna służąca czekała już na panią.
— Zobacz, czy pan Leclére jeszcze nie śpi — powiedziała panna Baltus do pokojówki — i poproś, aby tu przyszedł.
Po chwili zjawił się Fabrycjusz.
— Co takiego? — zapytał. Słyszałem, że dwa razy dzwoniono... Spodziewam się, że nie zaszło nic złego?...
— Przyszedł list od pana Vernier — odpowiedziała Paula. — Czekałam na pana, żeby go otworzyć, bo to co zawiera, zapewne pana również jak i mnie interesuje.
Rozdarła kopertę i przeczytała:
— „Kochana panno Paulo! Pan Bóg gdy chce czyni cuda. Dał nam tego dowód, zsyłając na panią Delariviére błyski rozumu. Zdaje się sobie przypominać. Wymawia pewne nazwiska, o których już jak się zdawało zapomniała zupełnie... Może tej nocy przypomni sobie wszystko. Może jutro wszystko wypowie. Proszę panią, przybywaj jak najprędzej. Potrzeba nam pani bardzo.. Edma ściska panią, ja pokornie ścielę się do jej nóżek.
Nie zdołalibyśmy opisać, co się działo z Fabrycjuszem, gdy słuchał czytania tego listu. Pomimo całego panowania nad sobą, trząsł się od stóp do głów. Wielkie krople potu spływały mu po czole i zdradzały straszne przygnębienie.
Panna Baltus, zajęta czytaniem, nie spostrzegła tego naturalnie.
— Błyski rozumu — wykrzyknęła — pamięć chwilowa. Joanna przypomina sobie. Będzie mówić... Doktor Vernier nie myli się, Pan Bóg cud uczynił. Jadę natychmiast!...
— Jedzie pani! — powtórzył z osłupieniem Fabrycjusz.
— Ma się rozumieć! Czy nie słyszałeś pan, że mnie potrzebują?