Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/655

Ta strona została skorygowana.

— Pokaż mi je pan, jeżeli chcesz, żebym uwierzyła w ich istnienie.
— Matylda Jancelyn, której, jak utrzymywał, wcale nie zna.
— A tymczasem? — spytała wyniośle panna Baltus.
— Była jego kochanką...
— Czy nie chciałeś pan przypadkiem, aby wobec mnie przyznał się do tego?... Godność jego i moja, jego miłość i szacunek do mnie nakazywały mu to kłamstwo! Dobrze zrobił, że skłamał!...
Grzegorz zagryzł wargi. Zaczynał rozumieć, że wszelkie usiłowania będą bezowocne, że nie było się co łudzić — pannę Baltus ze wszystkiem zaślepia uczucie. Zresztą nie wypadało mu dyskutować z młodą dziewczyną. Skłonił się zatem tylko.
— Widzę, że pani najzupełniej mi nie wierzy.
— Tak doktorze, najzupełniej...
— I nie da się pani przekonać?...
— Nie, doktorze, jak jestem chrześcijanką...
— Z tem wszystkiem przekonam panią...
— Tak pan sądzi? — rzekła panna Baltus z ironją.
— Najzupełniej pewny jestem.
— A to jakim sposobem zamierzasz pan doprowadzić mnie do podzielenia jego przekonań?
— Nie wymową, proszę pani, lecz faktami.
— Faktami?... — powtórzyła sierota... Jestem zdecydowaną nie przyznać żadnego. Cokolwiek mi powiedzą, zaprzeczę wszystkiemu...
— Nikt pani nic nie będzie mówił.
— A więc jakże?
— Pokażę pani tylko przestępcę złapanego na gorącym uczynku! — odparł Grzegorz — czyż i wtedy zaprzeczy pani samej sobie?...
Paula zawahała się przez chwilę, spuściła oczy i nic nie odpowiedziała.
— A teraz, proszę pani — ciągnął młody doktor — odwołuję się do prawości pani...