Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/661

Ta strona została skorygowana.

— Czy zjesz z nami śniadanie, panie Fabrycjuszu? — zapytała Paula.
— Nie, proszę pani.
— Dla czego?
— Ważne osobiste interesa wzywają mnie do Paryża, ale powrócę na południe, ażeby zobaczyć kuzynkę Edmę i dowiedzieć się jeszcze o zdrowiu ciotki...
— Czekamy na pana — rzekł Grzegorz.
Siostrzeniec bankiera pocałował Paulę w rękę, pożegnał doktorów i wyszedł z pokoju.
Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, panna Baltus zapytała z pewną gwałtownością:
— I cóż?... Jeszcze o nim wątpicie?...
— Poczekajmy, proszę pani — odpowiedział Grzegorz. — Niech przejdzie noc dzisiejsza...
— Dobrze! — odrzekła pogardliwie Paula. — Poczekajmy. — I wyszła.

ROZDZIAŁ XXV.

— Kochany, sławny profesorze — wykrzyknął Grzegorz po zniknięciu panny Baltus — i ja cię zapytuję z kolei, czy Fabrycjusz Leclére może być winnym i czy należy go nam posądzać?...
— Widziałeś marynarza zeszłej nocy? — zapytał uczony.
— Nie, lubo czekałem na niego... Miał przynieść dowody innych zbrodni. To, że się nie pokazał, nasuwa mi podejrzenie. że wszystko, co mówił, kłamstwem było.
— Nie spiesz się z sądem, kochany chłopcze, tak samo, jak poradziłeś pannie Baltus, ja ci radzę: czekajmy!...

∗             ∗

Po wyjściu z domu warjatek, do którego przybył prosto z dworca kolei lyońskiej, Leclére kazał się zawieźć do willi Neuilly. Zastał tam wszystko w zupełnym porządku, jak się spodziewał tego. Jedno go tylko zdziwiło, brak mianowicie wszelkich wiadomości. Przypominamy sobie, że kazał był kamerdynerowi telegrafować do siebie o przybyciu do