Patrzałeś obojętnie, jak zamiast twojej spadła z gilotyny jego głowa! Ja, mój panie, znam wszystkie twoje czyny, znam je dokładnie.
Po chwili przestanku, Klaudjusz zaczął dalej:
— Wszak pani, panno Baltus szuka prawdziwego mordercy swego brata!
— Tak, tak! — wykrzyknęła Paula.
— A więc, przypatrz się pani temu człowiekowi, spojrzyj mu pani w oczy... tym prawdziwym i jedynym mordercą... to on!... Czy i teraz prosić pani będzie o jego ułaskawienie?
Panna Baltus wyprostowała się przerażona, blada i nieprzytomna prawie.
— On jest mordercą mojego brata! — szeptała, wyciągając do Fabrycjusza drżące konwulsyjnie ręce. — On! on?...
— Potwarz... — odezwał się nędznik głosem zdławionym, kłamstwo niedorzeczne !... Protestuję przeciwko temu!...
— Protestuj, ile ci się podoba łotrze! — ryknął Klaudjusz. — To tyle warte, cobyś śpiewał... Ja mam dowody...
— Jakie? zapytał żywo Grzegorz. — Mów prędko przyjacielu...
Marynarz sięgnął do obszernej kieszeni surduta. Wyciągnął zeń różne przedmioty i rozłożył je na stoliku obok siebie.
— Jakie? — powtórzył. — A najprzód ten kawałek papieru, zaadresowany do pana Fabrycjusza Leclére, przez jego wspólnika Renégo Jancelyn. Znalazłem to w Neuilly u Matyldy Jancelyn, kochanki tego szanownego pana. Nie wiele tu napisano, ale zdaje mi się, że dosyć jasno.
Tu Klaudjusz przeczytał głośno wyrazy, które już znamy.
— Następnie — dodał — ten oto herb srebrny, znalazłem go w Melun nazajutrz po zbrodni w mojem czołnie, którego użył morderca do przebycia Sekwany. Znajdują się na nim dwie litery F. i L. i oddaję swoją głowę za to, że pasuje doskonale do wydrążenia w kolbie rewolwerowej, co posłużyła sądowi za powód do skazania na śmierć tego biednego, nieznanego djabła...
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/670
Ta strona została skorygowana.