Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/677

Ta strona została skorygowana.

— Teraz panie doktorze, w trzech słowach zregulujemy cały nasz rachunek.
— Mamy więc rachunki między sobą, mój dzielny Klaudjuszu? — zapytał młody doktor.
— Ma się rozumieć panie doktorze!
— Jakie?
Marynarz wyciągnął z niewyczerpanej swej kieszeni pugilares Laurenta, otworzył i zaczął rozkładać na stole bilety bankowe.
— Co to jest? — zapytał Grzegorz.
Dwadzieścia dziewięć tysięcy pięćset franków. Było trzydzieści tysięcy, ale zmuszony byłem na różne wydatki wziąć pięćset, z których się naturalnie wyrachuję.
— Do kogo należą te pieniądze?
— Do panny Edmy i jej do matki, ponieważ są częścią sukcesji, jaką im skradł ten nędznik. Składam to w ręce pańskie, i nie potrzebuję żadnego pokwitowania.
— Ale jakimże sposobem suma ta znajduje się w twojem posiadaniu?
— Ach! sprawiedliwie... nie powiedziałem panu wszystkiego... więc zaraz w krótkości wyjaśnię, jak się ma rzecz cała.
I Klaudjusz opowiedział historję trzydziestu tysięcy franków, danych przez Fabrycjusza kamerdynerowi, dla zapłacenia należności za statek parowy.
Potem dodał:
— Jutro, panie Grzegorzu, potrzeba się będzie udać do willi Neuilly Saint James. W miejscu, które panu wskażę, zapewne odnajdzie pan cały majątek pana Delariviére.
— Pójdziemy razem — odrzekł Grzegorz — ale spodziewam się, że pozostaniesz nadal w obowiązku u pani Delariviére i panny Edmy z tytułem i sytuacją, jaka ci się najlepiej spodoba.
Spodziewam się, że zostanę odrzekł Klaudjusz. — Tegobym tylko pragnął!... Moje czołna, proszę pana, to moje dzieci! Będę mógł zatrzymać przy sobie mojego chłopaka, nie prawda, proszę pana?