Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/684

Ta strona została skorygowana.

Pewnego dnia, nie mogąc już wytrzymać, zwierzyła się Grzegorzowi ze swego strasznego niepokoju.
— Rozumiem panią odpowiedział młody doktor — i na nieszczęście niepodobna mi pani uspokoić. Tylko szczere zupełnie wyznanie Fabrycjusza Leclére, mogłoby zmienić położenie i wykazać sędziom, że nieszczęśliwy Piotr był ofiarą, nie wspólnikiem... Ale morderca pani brata będzie milczał do ostatka!...
— Kto wie!... — szepnęła Paula. Czy mógłby mi pan wyjednać pozwolenie zobaczenia się z oskarżonym? — dodała głośno.
Grzegorz odstąpił zdziwiony.
— Zobaczyć się z mordercą? — powtórzył. — Pani zgodziłabyś się stanąć w obecności tego nędznika?...
— Tak.
— W jakim celu?
— W celu wzbudzenia ludzkiego uczucia w tej zatraconej duszy... w celu żeby otrzymać przyrzeczenie, iż będzie mówił i że powie prawdę...
— Pani nie uzyska tego od niego.
— Kto to wie?... przyrzeknę mu, że jeżeli poczyni wyznania, będę modlić się za niego, będę błagać brata, żeby mu przebaczył!...
— Postaram się wyjednać pani żądane pozwolenie — odpowiedział Grzegorz po chwili — ale łudzi się pani, myśląc, że tkwi jeszcze jaka iskierka ludzkiego uczucia w sercu Fabrycjusza!... Wszystko tam wygasło, wszystko zmarniało!

ROZDZIAŁ II.

Poprosimy czytelników, ażeby przestąpili z nami bramę więzienia w Melun.
W korpusie gmachu, przeznaczonym dla podsądnych, Fabrycjusz zapoznał się z dwoma więźniami najgorszego gatunku. Obaj oskarżeni byli o złodziejstwo, a mieli być sądzeni w tym czasie co i Leclére. Obaj okazywali wielką skłonność po pijaństwa, a mieli o tyle dobrze napchany woreczek, że mogli pozwalać sobie na te szynkowniane