Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/687

Ta strona została skorygowana.

— A o której godzinie zaczynają chodzić szyldwachy?...
— Około wpół do dziewiątej.
— To jest jak noc zapadnie — zauważył Bec-de-Lampe.
— Tak jest — potwierdził Fabrycjusz.
— Otóż od wpół do siódmej do wpół do dziewiątej zupełnie nie ma warty... Schodzi się sobie jak po schodach i odchodzi się z laską w ręku.
— Wśród dnia? — zauważył niedowierzająco La Gourgone.
— Nie wśród dnia, mój ojczulku, ale o zmroku. O te porze dozorcy obiad zajadają, a są najzupełnie spokojni, bo pozapinali przedtem łańcuszki wszystkim pensjonarzom. Kiedy się chce uciekać jak należy, moje dzieci, to musi się wiedzieć to wszystko, bo inaczej robota psu by się na budę nie zdała.
— Dobrze! — odezwał się Fabrycjusz. Można spróbować i rzeczywiście zdaje mi się, że są pewne szanse, ale gdy wydostaniemy się na drogę, idącą w około gmachu, to i tak jeszcze nie będziemy na wolności. Jak się wydobyć?...
— Ja, moje serce — odpowiedział Bec-de-Lampe — jestem z Melun i znam moją okolicę i moje więzienie. Mur oddziela drogę więzienną obwodową od sąsiedniej własności, jest to ogromny kawał ziemi bez żadnych zabudowań, rodzaj ogrodu warzywnego, wydzierżawiony ogrodnikowi pod uprawę ogórków i melonów. Jest w tym ogrodzie studnia wspólna ze studnią więzienną o dwóch otworach, jeden na drodze okalającej więzienie, drugi w ogrodzie. Tak z jednej, jak z drugiej strony wodę wyciąga się za pomocą kubła i windy. Prowincjonalne więzienia nie są tak zorganizowane jak w Meras albo Roquette. To prawdziwe kurniki, słowo honoru!...
— Jeżeli dobrze zrozumiałem — odezwał się Fabrycjusz — to spuściwszy się do studni i przesunąwszy pod murem, można wyjść na drugą stronę.
— Prawie że tak; jednakże nie chodzi tu tylko o przesunięcie się pod murem, ale także pod kratą wmurowaną