Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/708

Ta strona została skorygowana.

— Wynoszę się jak najspieszniej... Idzie mi o to tylko żeby mi nie kazali zmienić miejsca pobytu... żebym mógł mieszkać nadal w Melun, gdzie dobrze jestem znany.
Ukazał się dozorca.
— Loupiat! — zawołał.
— Jestem, panie inspektorze.
— Wychodzić!
— Zaraz, panie inspektorze uścisnę tylko ręce moich przyjaciół i odjeżdżam.

ROZDZIAŁ VII.

Loupiat zbliżył się żywo do Bec-de-Lamp’a.
— Spisz się gracko — powiedział mu po cichu, ten ostatni.
— Bądź spokojny...
— O siódmej wieczorem, przy drugiej arkadzie mostu, od strony miasta...
— To tu wypisane... A obiecane pieniądze?
— Wsunę ci w rękę zwinięty papierek... to bon na sto franków, podpisany przez mojego towarzysza... W zamian za ten papierek, dadzą ci pieniądze...
— No... dopókiż tam tego? — krzyknął zniecierpliwiony dozorca.
— Idę już, panie inspektorze...
I Loupiat, właściciel cennego papierka, podskoczył ku drzwiom i wyszedł, wołając głośno:
— Na wolność! co za szczęście! Co to znaczy być uczciwym człowiekiem!...
Dzień się skończył, rozległ się dzwonek, więźniowie powrócili do swoich cel.
Zamknięci znowu w sypialni Fabrycjusz i dwaj jego towarzysze, spojrzeli na siebie z uśmiechem.
— Zatem napewno jutro? — zapytał La Gourgone.
— Napewno!... — odparł Bec-de-Lampe. — Dałem dobrą Loupiatowi instrukcję, a zresztą inteligentny to chłopiec. Zaraz dziś wieczór zobaczy się z moim przyjacielem, a może