już się z nim widział... Teraz potrzeba tylko trochę jeszcze podpiłować kratę. Czuwaj pod drzwiami i dawaj znać o każdym najmniejszem niebezpieczeństwie... Pokładźcie ubrania przy łóżkach, a łóżko odkryjcie tak, iżby na najmniejszy szelest łatwo się było w nie wsunąć.
Wypełniono natychmiast rozkaz Bec-de-Lampe’a. Wyjął on z kieszeni futeralik, wydostał z niego maleńką stalową piłkę, kilku zaledwie centymetrów i zabrał się do roboty. Żelazna krata była już przepiłowaną u dołu i trzymała się tylko u góry. Ślady piłki zacierano ośródkiem starego chleba. W celi panowało głębokie milczenie, słychać było tylko wśród ciszy nieznaczny zgrzyt sprężyny przecinającej metal. Po dwudziestu minutach Bec-de-Lampe otarł spocone czoło i odetchnął swobodnie.
— Zrobione? — zapytał Fabrycjusz.
— Tak, krata trzyma się jeszcze zaledwie na jakie pół milimetra, dostatecznie będzie dziesięć minut do dokończenia roboty. Teraz śpijmy.
I trzej nędznicy pokładli się do łóżek swoich.
∗ ∗
∗ |
Adwokat panny Baltus, stosownie do życzenia, jakie mu objawił Grzegorz Vernier, odniósł się do sądu o udzielenie Pauli upoważnienia do zobaczenia się z Fabrycjuszem Leclére.
Żądanie to wydało się niezmiernie dziwnem urzędnikowi, wydającemu podobne pozwolenia i nie chciał nic zrobić bez porozumienia się z ministrami...
Ministerstwo, podejrzewając, że panna Baltus chciała wywrzeć nacisk na Fabrycjusza Lecléra i chciała skłonić, ażeby wziął na siebie całą winę, ażeby zeznał, iż nie miał wspólników i tym sposobem zrehabilitował straconego poprzednio Piotra, odmówiło jej prośbie.
Adwokat zawiadomił Paulę o decyzji.
— Ale dla czego ta odmowa? — zapytała młoda dziewczyna.