Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/710

Ta strona została skorygowana.

— Urzędnicy są takimi samymi ludźmi, jak wszyscy i tak samo różnym podlegają słabostkom — odpowiedział adwokat. — Publiczne oświadczenie, że ktoś został osądzony i skazany niesłusznie, jest zbyt gorzkim dla nich kielichem i jak mogą oddalają go od ust swoich. Wolą zachować wątpliwość i choć w części zaspokoić swoje sumienie... W gruncie rzeczy bardzo to naturalne.
— Ale ja chcę zrehabilitowania nieszczęśliwego!... — wykrzyknęła dumnie Paula.
— I oniby może tego pragnęli, gdyby wierzyli w niewinność ofiary, ale nie wierzą niestety... Jak najbardziej owszem są przekonani...
Cóż robić?...
— Walczyć energicznie do końca.
— Ach! — mówiła młoda kobieta gorączkowo — gdybyśmy przynajmniej mieli jaki dowód niezaprzeczony...
— Niech się pani raczy uspokoić... Może ten dowód nasunie nam przypadek jaki szczęśliwy... Ja nie tracę nadziei...
— Tak dobrze cały plan obmyśliłam zaczęła znów panna Baltus — tak wszystko przewidywałam i przygotowałam... Zobacz pan tylko, co przygotowałam...
I wyjęła z za stanika ćwiartkę papieru, na której było napisane kilka wierszy i podała ją adwokatowi.
— Co to jest? — zapytał tenże.
— Niech pan przeczyta.
Adwokat wziął papier i zaczął czytać:
„Stojąc w tej chwili przed moimi sędziami, oświadczam stanowczo, że sam jeden winien jestem morderstwa, popełnionego na osobie Fryderyka Baltusa, i że Piotr, skazany i ścięty w Melun, nie był wcale moim wspólnikiem.
Melun, dnia....... 18...r.“

Brakuje tylko podpisu: „Fabrycjusz Leclére“ — dodała młoda dziewczyna.
Papier wypadł z rąk adwokata.
— I pani miałaś nadzieję — rzekł on — że ten nędznik podpisze tę deklarację?...