Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/732

Ta strona została skorygowana.

„W chwili stawienia się przed moimi sędziami, wyznaję, że sam jestem winien morderstwa popełnionego na osobie Fryderyka Baltusa i że człowiek, skazany i ukarany śmiercią za tę zbrodnię, nie był wcale moim wspólnikiem“.
Po chwili milczenia młoda dziewczyna mówiła dalej:
Teraz pańskie życie i wolność są w twoim ręku... Podpiszesz to zeznanie, które uważasz za prawdziwe, a ja ci przysięgam na mój honor, że wyjdziesz odemnie, nie przeskakując przez mur, ale przez główną bramę, którą każę ci otworzyć... Poza bramą udasz się w prawo czy w lewo, a nikt cię nie będzie śledził i pójdziesz, gdzie cię Pan Bóg poprowadzi!... Czy chcesz pan podpisać?
Fabrycjusz spojrzał na zegar wiszący na ścianie, wszystko to się stało w daleko krótszym czasie, aniżeli nam było opowiedzieć. Obie wskazówki stały jeszcze na jedenastej. Zbieg miał jeszcze aż nadto czasu dostać się na stację i wsiąść w pociąg, odjeżdżający do Szwajcarii.
— Chcesz pan podpisać? — powtórzyła panna Baltus.
— Będzie mi wolno wyjść z tego domu? — odezwał się Fabrycjusz. — Nie będę ani śledzonym, ani nikt za mną nie pójdzie, wszak pani obiecałaś?
— Przysięgam... I jeszcze raz przysięgam...
— Proszę o pióro.
— Oto jest... Napisz pan naprzód te słowa: Przeczytałem i dobrowolnie podpisuję.
Fabrycjusz napisał.
— Teraz pan podpisz.
Nędznik podpisał swoje nazwisko i podał papier pannie Baltus. Młoda dziewczyna go pochwyciła.
— Dotrzymuję mojego słowa — rzekła. — Wychodź pan. Oto jest klucz od sztachetek.... Przed upływem pięciu minut nikt stąd nie wyjdzie...
Fabrycjusz wybiegł z pokoju i drzwi za sobą zatrzasnął.
— Pani pozwoli uciekać temu łotrowi? — wykrzyknął Grzegorz.
— Pani mu jeszcze dopomaga! — dodał Klaudjusz, chwytając się za głowę.