Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/735

Ta strona została skorygowana.

Nic nie widział nie mógł zebrać myśli, instynkt tylko zachowawczy nie opuścił go jeszcze. Jakiemś bezwiednem poruszeniem ręki natrafił na łańcuch studni. Pochwycił go, uczepił się, a odetchnąwszy głęboko, odzyskał trochę przytomności, powiedział sobie, że się wywinie od śmierci. Spojrzał w górę, zobaczył tylko niebo czarne i deszcz, lejący strumieniem.
— Czy przypadkiem moi towarzysze nie opuścili mnie? — pomyślał sobie. — To byłoby ładnie z ich strony.
Ażeby się o tem przekonać, zaczął krzyczeć, jak mógł najgłośniej:
— Bec-de-Lampe!... Oho! Bec-de-Lampe?... Gdzie jesteś?...
To głośne, nieroztropne wołanie było powodem zguby zbiega.
I to jak i dla czego?...

ROZDZIAŁ XIII.

La Gourgone, usiłując się odczepić, przewrócił się, nie wiedząc o tem. Zamiast wypłynąć na wodę po prawej stronie przegradzających sztachet, to jest w stronę ogrodu, wylazł z wody na lewo, to jest w tem samem miejscu, którędy wlazł przed kilku minutami. Otóż postawiony żołnierz, który co wieczór trzymał straż na odkrytej galerji, ponad drogą, okalającą więzienie, posłyszał krzyki, przystanął i zaczął się przysłuchiwać. La Gourgone powtórzył wołanie. Żołnierz, nie mając wątpliwości, że się stało coś nadzwyczajnego, wychylił się na drogę i niespokojnie wpatrywał w ciemności. Po chwili wydało mu się, że jakiś cień wylazł ze studni i zeskakuje z cembrowiny.
— Kto idzie?... — zawołał, nabijając broń.
— Nieszczęście moje... — pomyślał zbieg — złapałem się jak szczur w pułapkę!... Zmyliłem drogę!.. Drugi raz nie wskoczę w studnię za nic w świecie, lepiej być schwytanym, jak się utopić!
Żołnierz, nie otrzymawszy odpowiedzi, powtórzył: