Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/738

Ta strona została skorygowana.

pomiędzy ministrem sprawiedliwości a sławnym adwokatem, mającym się domagać rehabilitacji niewinnego, skazanego za zbrodnię, której nie popełnił, za zbrodnię, która stała się przyczyną nowej sprawy i miała spowodować nowy wyrok śmierci. Nie mamy potrzeby wspominać, że sala sądowa była przepełnioną. Nie będziemy się silić na opis, jak się przedstawiała. Opisy tego rodzaju, tyle razy powtarzane, wszystkie są zawsze do siebie podobne.
Ogólny szmer, a potem ogólne milczenie zaległo salę w chwili, gdy żandarmi wprowadzili oskarżonego. Usiadł on, a raczej upadł na ławkę winowajców. Postarzał się o jakie dziesięć lat przez te kilka tygodni. Wśród gęstych, dziwnie zaniedbanych włosów, widać było znaczną ilość srebrnych niteczek. Policzki miał zapadnięte i wybladłe, czerwona obwódka okalała powieki, żywe niegdyś źrenice, zdawały się jakby szklane, głowa, którą zwykł nosić bardzo wysoko, zwisła na piersi. Dosyć było spojrzeć na nędznika, aby się przekonać, jak strasznie był przygnębionym. Czy ocknie się w danej chwili pod jakiem niespodziewanem wrażeniem?... Zdawało się to nieprawdopodobnem, ale wszystko jest możebnem. Taki, jak był obecnie, wzbudzał prawdziwą odrazę. Nikt nie czuł dlań żadnej litości. Skoro formalności prawne zostały dopełnione, sekretarz sądu odczytał akt oskarżenia. Był to dokument tem bardziej przejmujący, że napisany bez żadnych upiększeń, wyliczał poprostu jednę za drugą zbrodnię mordercy: zabójstwo, zniszczenie testamentu, trucie, ucieczkę i usiłowanie morderstwa. Dwóch godzin potrzeba było na przeczytanie zarzutów, bardzo obszernych, pomimo całej treściwości opisu.
Prokurator z najlepszą wiarą, z najlepszem przekonaniem usiłował dowodzić wspólnictwa Leclére’a z Piotrem, osądzonym i straconym za tę samą zbrodnię i przez ten sam trybunał.
Pan L., sławny adwokat, wezwany przez Paulę Baltus w celu domagania się rehabilitacji Piotra, słuchał z głęboką uwagą, ale zarazem z najzupełniejszą obojętnością aktu oskarżenia.