Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

— Obyś się tylko nie myliła!...
— Wątpisz jeszcze?
— Pomimo woli. Sądzę, że mój siostrzeniec, gdy się dowie, że jesteś moją żoną, będzie jednym i jedynym, zapewne, który cię będzie posądzał o ambicję i chciwość.
— Przedstawiając mnie, nieprawdaż, za istotę zręczną, która cię opanowała w pewnych widokach.
— Boję się tego.
— Na to możesz mu zamknąć usta i zmusić, aby się sam, musiał rumienić za swoje przedwczesne sądy.
— Jakim sposobem?
— Czyż pozwolisz sobie dać pewną radę?
— Serdecznie proszę.
— Wyznaczyłeś Fabrycjuszowi w testamencie jedną część twojego majątku?
— Tak w razie jeślibym umarł przed zatwierdzeniem naszego małżeństwa.
— Rozumiem. A po tem zatwierdzeniu?
— Testament mój nie będzie miał żadnego znaczenia. Zniweczę go i rzeczy pójdą zwykłym biegiem. Posiadając podług prawa własną rodzinę, nic nie będę winien Fabrycjuszowi. Po zatwierdzeniu cały mój majętek należeć będzie co ciebie i do naszej córki. Nie będę miał prawa inaczej nim rozporządzać.
— Mówiłeś mi, a Bóg świadkiem, że wierzę temu z całej duszy, mówiłeś mi, że dzień zatwierdzenia naszych zaślubiń będzie dla ciebie dniem prawdziwego szczęścia.
— Ależ kochana Joanno, będzie to dzień najpiękniejszy w mojem życiu.
— Będzie to więc najstosowniejsza chwila do uszczęśliwienia kogoś. Ś
— Zapewne...
— Usłuchajże zatem mojej rady i w tym właśnie dniu doręcz swojemu siostrzeńcowi sumę, jakąś mu przeznaczył w testamencie.
— Cztery miljony!... — wykrzyknął pan Delariviére.