Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/740

Ta strona została skorygowana.

— Nie słyszeliśmy odpowiedzi — powiedział urzędnik — zbierz siły i mów głośno.
Adwokat nędznika podał mu flakonik z solami angielskiemi. Fabrycjusz długo trzymał go przy nosie i nareszcie silniejszym nieco głosem odpowiedział:
— Znalazłem się pewnego dnia w klubie, obok pana Baltus, który grał w karty i przegrał znaczną kwotę. Ażeby zapłacić przeciwnikowi, wyjął z kieszeni pugilares, zawierający bilety bankowe i papiery, pomiędzy którymi czek spostrzegłem... Pan Baltus położył pugilares na stole obok siebie...
— Skorzystałeś z tego i czek zabrałeś?...
— Pan Baltus poruszeniem ręki zrzucił pugilares. Papiery rozsypały się po dywanie. Nachyliłem się, żeby mu pomódz, a że byłem bardzo potrzebującym, uległem pokusie i czek wsunąłem w mankiet.
— Czy czek był podpisany?...
— Tak.
— Jaką wartość przedstawiał?
— Pięć tysięcy franków.
— Na czyje zlecenie był wystawiony?...
— Nie przypominam sobie tego.
— Mała to rzecz zresztą, przerobiłeś go na dwadzieścia pięć tysięcy franków?...
— Tak.
— Czy ty sam dokonałeś podrobienia?...
— Nie.
— Przy śledztwie pierwiastkowem wymieniłeś fałszerza, który opuścił Paryż i Francję, i na którego ślad do tej pory nie natrafiono. Nazywa się René Jancelyn... Czy utrzymujesz oskarżenie?...
— Utrzymuję... René Jancelyn dopisał sumę i on podniósł pieniądze z kasy bankiera Jakóba Lefébre’a.
— To pierwsze postępowanie popchnęło cię do popełnienia zbrodni. Aby wydrzeć dokument sfałszowany Fryderykowi Baltus, który miał zamiar przedstawić go prokuratorowi rzeczypospolitej, zamordowałeś nieszczęśliwego. Jakże się dowiedziałeś o tej okoliczności?...