— Z kilku słów rozmowy jego z bankierem Jakóbem Lefébrem dowiedziałem się o tem.
— Nie poszedłeś do mostu w Melun?...
— Nie... Posłużyłem się czołnem, przywiązanem do brzegu.
— I wtedy, obejrzawszy dobrze broń, która miała posłużyć do spełnienia morderstwa, upuściłeś, nie wiedząc o tem, na dno czołna blaszkę ze swojemi cyframi, osadzoną na kolbie rewolweru, którą nazajutrz odnalazł Klaudjusz Marteau?
— Zdaje się...
— Przeprawiwszy się na drugą stronę wody, coś zrobił?
— Ukryłem się w zaroślach na drodze, prowadzącej do willi Baltus i czekałem...
— Sam byłeś?
— Sam jeden.
— Powrócimy jeszcze do tego punktu. Mów dalej.
— Wkrótce dały się słyszeć kroki. To właśnie pan Baltus nadchodził.. Poznałem go.
Głos Fabrycjusza, bardzo już słaby, uwiązł mu w gardle.
— I wystrzeliłeś do niego trzy razy z rewolweru? — powiedział przewodniczący.
— Tak.
— Padł zabity lub konający, a tyś się rzucił na niego, aby mu przetrząsnąć kieszenie i obedrzeć?
— Chciałem zabrać czek...
— Czek i piętnaście tysięcy franków, wypłacone mu przez pana Lefébre, które, że miał przy sobie, dobrze wiedziałeś — dodał przewodniczący. — Wszystko to prawda, oprócz tylko dwóch rzeczy... Nie byłeś sam i nie ty strzelałeś...
Fabrycjusz, upadający ze zmęczenia, osłabł do tego stopnia, że musiał osunąć się na ławkę.
Przewodniczący ciągnął dalej:;
— Przed paru miesiącami był tu sądzony pewien człowiek i został skazany na śmierć. Przy człowieku tym znaleziono pugilares Fryderyka Baltusa przecięty trzema kulami i bilety bankowe, jakie się w nim znajdowały... Był to dowód przekonywujący... Jaką masz na to odpowiedź?
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/742
Ta strona została skorygowana.