Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/746

Ta strona została skorygowana.

co uczyniła dla wykrycia prawdziwego mordercy. Słuchając opowiadania o ostatnim i tak niedawnym zamachu, mężczyźni byli bardzo wzruszeni, kobiety zbladły z przerażenia.
Szczegóły odnoszące się do otrucia Joanny, opowiedziane przez Grzegorza Vernier, profesora V., lekarza pomocnika Schultza, zainteresowały do najwyższego stopnia audytorjum.
Nie zdziwimy naszych czytelników, jeżeli im powiemy, że Klaudjusz Marteau miał uznanie ogromne. Dzielny marynarz, śledzący krok w krok zbrodniarza, zbierający dowody, mające oświecić sprawiedliwość, opowiadający bez przechwałek co zrobił, utrzymujący opowiadanie malowniczemi wyrażeniami i z trudnością powstrzymujący się od „miljona piorunów“, zjednał sobie sympatję ogólną. Gdyby nie uszanowanie dla przedstawicieli władzy, niejeden byłby się rzucił doń i wycałował. Prezydujący pochwalił zachowanie się Klaudjusza. Wyszedł on też z sali mocno uradowany.
Nie będziemy powtarzać zeznań mniej ważnych świadków.
Zkolei zabrał głos adwokat Fabrycjusza ale nie mówił długo. Wobec przyznania się klienta i ogólnego przeciwko niemu oburzenia, cóż mógł powiedzieć w obronie? Poprzestał na domaganiu się okoliczności łagodzących, bez żadnej nadziei, że to otrzyma.
Adwokat panny Baltus zażądał w kilku słowach wzruszających rehabilitacji ściętego Piotra.
Posiedzenie zostało zawieszone... Sędziowie udali się do sali narad. Wyszli po godzinie z wyrazem „tak“, co do wszystkich stawionych pytań prawnych i bez wspomnienia o okolicznościach łagodzących. Nie pozostawało już nic jak ogłosić wyrok. Fabrycjusz Leclére skazany został na śmierć.
Tłum okrzykami radości i oklaskami przyjął tę wiadomość.
Nędznik byłby upadł, gdyby go nie podtrzymali żandarmi. Zemdlał.