— Naturalnie, że cztery miljony. Pozostanie nam ośm, będziemy i tak bardzo bogaci. Prowadząc dom nawet na bardzo wysoką skalę, nie będziemy w stanie zużyć naszych dochodów. Gdy Edma wyjdzie zamąż, suma jej posagowa nie zuboży nas wcale. Bądź więc wspaniałomyślnym względem Fabrycjusza, tak jak nim chciałeś być, gdyby cię śmierć zaskoczyła. Jako posiadacz wielkiego majątku, Fabrycjusz nabierze chęci do życia przyzwoitego, pomyśli o małżeństwie, stanie się człowiekiem użytecznym i będzie ci winien wszystko: bogactwo, poważanie, rozkosze rodzinnego życia!...
— Na serjo mnie zatem namawiasz, ażebym dał Fabrycjuszowi tę ogromną sumę?
— Zupełnie na serjo.
— Wiedziałem, że jesteś bardzo dobrą, kochana Joanno, a widzę, że jesteś daleko lepszą, aniżelim myślał.
— I zrobisz to, o co cię proszę?
— Zobaczę się z Fabrycjuszem po przyjeździe moim do Paryża. Porozmawiam z nim obszernie i jeżeli go zobaczę na dobrej drodze, doprowadzę do skutku pewien plan, jaki dobroczynne twoje słowa na myśl nasunęły. Urzeczywistnienie tego planu zapewniłoby świetną przyszłość mojemu siostrzeńcowi.
— Cóż to takiego?...
— Potrzebuję jeszcze namyślić się nad tem trochę... Zakomunikuję ci całą rzecz, skoro dostatecznie dojrzeje...
∗ ∗
∗ |
Grzegorz Vernier, młody doktor, mający odegrać jedną z główniejszych ról naszego dramatu, miał do zwalczenia wiele przeszkód w początkach swojego zawodu. Dwudziestosześcioletni mężczyzna, osiadający w Melun z jedną tylko służącą, nie mógł naturalnie wzbudzić wielkiego zaufania, tembardziej, że dwaj czy trzej doktorzy inni, posiadający całą klientelę miejscową, zawzięli się przeciwko przybyszowi i zawzięcie zabierali mu chorych. Wzgardzony przez bogatych, Grzegorz Vernier nie zniechęcał się wcale, został lekarzem ubogich, od których, nietylko że nie brał za wizyty, ale którym bardzo często kupował lekarstwa, jakie zapisywał.