Widząc ją tak milczącą, można było łatwo odgadnąć, że jakaś tajemnicza praca odbywała się w jej mózgu.
Po paru minutach podniosła nieśmiało głowę, wyciągnęła nieśmiało rękę i odsunęła muślinową firankę, zasłaniającą szyby. oczy zaś w przestrzeni placu utkwiła.
Widok tego placu zdawał się wywoływać na niej jakieś nad wyraz silne wrażenie. Zaczęła drżeć na całem ciele, zęby jej dzwoniły, jak w febrze, pot wystąpił na skronie.
Dwaj lekarze, obwiając się ataku, przystąpili do niej. Nie było potrzeby.
Kryzys nie nastąpił.
W jednej chwili Joanna się uspokoiła, a odszedłszy od okna, usiadła przy łóżku ze zwykłym obojętnym wyrazem twarzy.
Doktor V. pochylił się do Grzegorza.
— Czy nic nie zmieniono w tym pokoju? — zapytał po cichu.
— Nie, profesorze odpowiedział młody człowiek — widziałeś, Joanna zdawała się go poznawać...
— Tak mi się właśnie wydało i zdaje mi się, że to dobrze wróży... Ocknięcie się pamięci poprzedza prawie zawsze powrót rozumu.
Pani Loriol, u której ciekawość, jak czytelnikom wiadomo, była jednym z grzechów głównych, weszła za swoimi lokatorami, ale przez dyskrecję zatrzymała się przy drzwiach.
Doktor V... zwrócił się do niej.
— Czy za pierwszą bytnością pani Delariviére w tym hotelu — rzekł — pokój ten był oświetlony w nocy?
— Tak, proszę pana.
—W jaki sposób?
— Paliła się lampka nocna.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/750
Ta strona została skorygowana.