Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/751

Ta strona została skorygowana.

— Będzie pani zatem tak łaskawą i każe taką samą lampkę podać dziś wieczorem...
— Każę to zrobić, proszę pana...
— Teraz proszę pani kazać podać chorej lekki posiłek... parę łyżeczek bulionu, skrzydełko kurczęcia... owoc jaki...
— Dobrze proszę pana... Potrzeba będzie zapewne także wina?
— Szklaneczkę wina Bordeaux najlepszego i najstarszego... nic więcej... następnie zjemy obiad...
— W sąsiednim pokoju?
Doktor V... spojrzał pytająco na Grzegorza, a ten odpowiedział:
— Nie. Pani Delariviére uśnie zapewne po posiłku, a hałas przy nakrywaniu mógłby ją przebudzić... Każ pani nam przygotować jeden z małych saloników na parterze.
Dobrze, panie doktorze.
W pół godziny później Joanna rozebrana i położona do łóżka, zasnęła snem głębokim, a Róża, młoda dziewczyna, służąca, którą także już znamy, przyszła oznajmić, iż obiad podany.
Mały salonik był ten sam właśnie, w którym w wigilję egzekucji Piotra, Matylda Jancelyn i Fabrycjusz jedli obiad w towarzystwie młodego barona Pascala de Landilly i panny Adeli de Cevrac, właściwie Gérlache. W mieście taki sam natłok, jak i wówczas.
Hotel przepełniony był gośćmi, korki od wina szampańskiego strzelały wesoło, okna, wychodzące na plac Świętego Jana powynajmowane były za bajeczne sumy na egzekucję jutrzejszą.
Nie potrzebujemy wspominać, że obiad panny Baltus i dwóch lekarzy nie przeciągał się wcale i nie był ożywiony.