— Doktorze — odezwała się Paula do starego uczonego — zadanie nasze nie skończone jeszcze. Kiedy pan zbadasz panią Delariviére?...
— Wkrótce, przyrzekam to pani.
— Czy nastąpi to dziś jeszcze, czy jutro?...
— Ani dziś, proszę pani, ani jutro... musimy czekać...
— Dla czego?...
— Obudzając zanadto prędko złowrogie wspomnienia, narazilibyśmy ją na nowo na pomieszanie umysłu, który tylko co się rozjaśnił...
— Prawda — szepnęła Paula — trzeba czekać... rozumiem to dobrze...
Słyszeliśmy już nieraz, że pomimo wszelkich usiłowań, w zdrowiu Edmy nie nastąpiło żadne polepszenie.
Wiadomo każdemu, jak wpływy moralne oddziaływają potężnie na siły fizyczne. Kłopoty pomagają niezmiernie do rozwijania się anemii.
Otóż Edma nie mówiła już nic o swoim ojcu i nie pytała jak prędko powróci, bo przeczuwała doskonale, iż ukrywają przed nią jakąś bolesną tajemnicę.
Pewną była śmierci pana Delariviére, a głęboki jej smutek powiększał się coraz bardziej...
W godzinę po tej dramatycznej i głęboko przejmującej scenie, jaka się rozegrała w hotelu pod „Wielkim Jeleniem“, Grzegorz w towarzystwie profesora udał się do willi Baltus i pozostawiwszy profesora w salonie, wszedł do pokoju panny Delariviére.
Młoda dziewczyna leżała na wpół na szeslongu, przy otwartem oknie. Bledszą była jeszcze i bardziej niż zwykle osłabioną.