Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/766

Ta strona została skorygowana.

Żyje... — powtórzył doktor.
— Napisał?...
Tak...
Powróci?...
Tak.
Jest już może w drodze?...
Jest już we Francji...
Może w Hawrze?...
Bliżej.
W Paryżu?...
Jeszcze bliżej... Jest w Melun i za godzinę zobaczysz go i ucałujesz...
Edma krzyknęła, a nadludzka radość rozlała się po jej twarzy.
Chciała się podnieść, ale złamana wzruszeniem, upadła z powrotem na fotel i straciła przytomność.
— Grzegorz, zaniepokojony trochę, wezwał doktora V... na pomoc.
Stary uczony przybiegł spiesznie.
— Powiedziałeś jej? zapytał.
— Tak, kochany profesorze...
— W takim razie omdlenie jest wypadkiem najnaturalniejszym, niema się czego obawiać... Przywrócimy zaraz biedaczkę do przytomności...
— Potem wybadam ją dokładnie i powiem ci swoje zdanie. Po pięciu minutach Edma otworzyła oczy...
— Czy mi się śniło? — szepnęła.
— Nie — odpowiedział stary profesor.
— Więc to wszystko prawda? Matka moja nie jest już warjatką, a ojca zobaczę?
— Tak, kochane dziecię, wszystko to święta prawda, ale jeżeli nie uspokoisz się zupełnie, zmusisz nas, że dla twojego własnego dobra, opóźnimy twe zobaczenie się z rodzicami.