Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/778

Ta strona została skorygowana.

że zapewne na całe życie zostanie kaleką na prawą rękę i że leży w szpitalu.
Posłałam mu natychmiast 200 franków, aby mu na niczem nie zbywało w chorobie, chciałam sama także tam pojechać, ale mały był chory i nie mogłam puszczać się z nim w podróż, bez narażenia jego życia.
Niestety, czepiło się nas nieszczęście... Dziecko miało się coraz gorzej.. Doktor musiał przychodzić po dwa razy na dzień...
Pewnego poranka wyszłam do apteki po lekarstwo... Kiedy powróciłam, drzwi, które zamknęłam była starannie, zastałam otwarte... w komodzie szuflady poprzewracane... Okradziono mnie, zabrano mi pieniądze, jakie Piotr przysłał i zostałam bez grosza, sama jedna z chorym dzieckiem, a potrzebowałam w dodatku zapłacić komorne...
Zawiadomiłam komisarza. — Nakazał śledztwo, ale nic nie odnaleziono...
Gospodarz mój był uczciwym człowiekiem. Widząc moje smutne położenie, odłożył mi zapłatę do trzech miesięcy, ja zaś zaczęłam pracować dniami i nocami...
Dziecko powoli przychodziło do zdrowia, ale ciosy, jakie mnie dotknęły, za ciężkie były do przeniesienia, bałam się bowiem stracić jednej godziny na wypoczynek.
Rozchorowałam się niebezpiecznie, straciłam przytomność, zabrano mnie do szpitala, a jedna litościwa osoba, sąsiadka moja, wzięła dziecko do siebie...
Choroba moja trwała dwa miesiące, poczem wypisałam się ze szpitala, ale byłam bardzo osłabiona... Dziecko, dzięki Bogu, zdrowe było zupełnie.
Pomimo najlepszych chęci, gospodarz nie mógł trzymać mnie darmo... Rozumiałam to dobrze...
Sprzedałam rzeczy, żeby go zaspokoić i z pieniędzmi jakie mi pozostały, przeniosłam się do Charenton, gdzie zarabiam posługując w gospodarstwach...