— Nic nie wiem, pragnąłbym tego z całej duszy... Ale czas nagli!... prosiłbym o pióro i papier...
— Znajdziemy wszystko w moim pokoju... racz pan udać się ze mną...
Grzegorz przeszedł z panem Delariviére do pokoju sąsiedniego. Na stole, obok kałamarza leżały owe dwa listy, które bankier położył był jeden na drugim.
Doktor usiadł, umaczał pióro w kałamarzu i zabierał się do napisania recepty.
Pogrążony w myślach, coby najwłaściwiej napisać, spojrzał machinalnie na list leżący i bezwiednie prawie przeczytał wypisany na kopercie adres.
„Pan Percièr, notarjusz, ulica Louis le Grand 3 w Paryżu“.
Wyraz „notarjusz“ uderzył głównie jego oczy.
Pan Delariviére stał obok doktora i czekał.
Ten ostatni zaczął już teraz bez wahania pisać ręką wprawną i pewną receptę, dosyć długą, a nadto różne jeszcze uwagi, co do sposobu zachowywania się pacjentki.
— Oto jest — powiedział, wstając i podając papier bankierowi. — Proszę jak najściślej trzymać się instrukcji, jaką pozostawiam; jeżeliby gorączka powróciła, to będzie zwalczona stanowczo... Tylko proszę działać szybko,..
— Nie stracę ani minuty.
Powrócili do pokoju chorej.
— Przedsięwziąłem wszelkie ostrożności — odezwał się doktor do Joanny — nie pozostaje mi nic więcej, jak życzyć pani snu spokojnego, wolnego od wszelkich widziadeł przykrych
— Dziękuję ci, doktorze.. Życzę zdrowia pańskiemu ojcu, a powracaj pan jak najprędzej.
— Jak tylko będę mógł...
Grzegorz uścisnął kolejno ręce Joanny i bankiera i wyszedł bardzo smutny i ze zwilgoconemi oczami, pod wpływem niewytłomaczonej jakiejś obawy i niepokoju.
Zdawało mu się, że jakąś cząstkę swej duszy pozostawia przy chorej. Udał się zaraz na stację kolei i nabył bilet klasy pierwszej do Paryża.
∗ ∗
∗ |