Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

Fabrycjusz potrząsnął głową.
— Nie mam żadnych — odrzekł.
— Dlaczego?
— Bo mój wuj ożenił się powtórnie i ma córkę, chociaż ślub jego jest nieważnym, gdyż dotąd podobno nie ma pewności, czy jego żona pierwsza umarła, czy żyje.
— Jeżeli ślub jego potwierdzonym przez sądy nie zostanie — rzekł baron — to jest, jeżeli nie dostanie aktu zejścia swej pierwszej żony, to ty Fabrycjuszu, chociaż nie cały, to znaczną część otrzymasz majątku.
Mała Tinneta, pomocnica Róży, ukazała się w pokoju gabinetu, a w palcach trzymała bilet wizytowy.
— Cóż za dobry wiatr cię tu sprowadza? — zapytał Pascal.
— Wcale nie wiatr, proszę pana — odrzekła dziewczyna — to dla pana...
— Do mnie?...
— Tego nie mogę dokładnie wiedzieć.
— Czyżby to było do mnie? — odezwał się Fabrycjusz.
— Czy jest pomiędzy panami pan Fabrycjusz Leclére?
— Ja nim jestem — odezwał się Fabrycjusz.
— A no to więc do pana...
I młoda dziewczyna podała bilet Fabrycjuszowi. Ogromnie zaintrygowany, spojrzał na niego pospiesznie i zbladł jak chusta

ROZDZIAŁ XXII.

Jednocześnie, kiedy twarz widocznie mu się mieniła, szeptał niewyraźnie:
— On tutaj!... w Melun!... w tym hotelu!... to niepodobna!
— Co to takiego? — zapytała Matylda — masz jak się nasz przewoźnik wyraził, rzetelną minę topielca.
— Moje dzieci! — zawołał Fabrycjusz — zdziwienie moje jest bardzo naturalne. Nigdy byście się nie domyślili nazwiska napisanego na tej karcie... Nazwisko to brzmi: Maurycy Delariviére...
— Cóż to za jeden — zapytał mały baron.
— To właśnie mój wuj amerykański.