Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

— Wujaszek z Ameryki?
— We własnej swojej osobie.
— Rzeczywiście, że to traf szczególny — zauważyła Matylda.
— Zdumiewający! — powiedział Pascal.
Fabrycjusz zwrócił się do służącej.
— Kto ci oddał ten bilet? — zapytał.
— Jeden pan, co dziś raniutko zajechał do hotelu z chorą panią...
— Z chorą panią? — powtórzył młody człowiek.
— Tak panie, bardzo chora ta biedna pani. Była jak nieżywa i myślano nawet, że już nie odzyska przytomności.
Fabrycjusz coraz bardziej czuł się wzruszonym.
— Ale jakimże sposobem ten pan się dowiedział, iż ja tu jestem? — zapytał znowu.
— Prawdopodobnie przechodząc korytarzem, usłyszał pana przez drzwi — odrzekła służąca.
Fabrycjusz niecierpliwie wzruszył ramionami.
— Więc — ciągnęła dalej Tiennetta — ten pan oddał mi ten bilet, kazał mi się zapytać, czy który z panów nie nazywa się Fabrycjusz Leclére i dodał „Jeżeli jak mi się zdaje, ten pan znajduje się w gabinecie, powiedz mu, że sobie bardzo życzę, aby się ze mną zobaczył, jak tylko skończy obiad“.
— Pragnie się ze mną zobaczyć?
— Tak, proszę pana, zaraz po obiedzie.
Fabrycjusz wstał i rzucił na stół serwetkę.
— Idę natychmiast. Jedzcie, ja wkrótce powrócę. Awantura jest zanadto niespodziewana, ażebym nie miał się natychmiast postarać o rozwiązanie tej zagadki... Zaprowadź mnie, córeczko, do apartamentu pana Delariviére — powiedział, zwracając się do Tiennetty.
— Drugie piętro, pokoje numer siedem i osiem.
Młody człowiek opuścił gabinet i poszedł za służącą, pozostawiając kompanów bardzo zdziwionych i zaintrygowanych.
„Awantura“ tak samo jak Fabrycjuszowi wydawała im się bardzo dziwną. A w gruncie rzeczy była najprostsza.