— Dobrze mnie sądzisz, wuju — odrzekł młody człowiek — przysięgam ci, że taka ohydna myśl ani mi nawet nie przeszła przez głowę... Żyjcie jak najdłużej i niech wasze szczęście będzie niewzruszone, oto najszczersze moje życzenie.
Co do twojego majątku, mój wuju, tak uczciwie zapracowanego, nie mam do niego najmniejszej zgoła pretensji!...
— No, to skoro tak, moje kochane dziecię, to dowiedzże się, że pomyślałem i o twojej przyszłości. Skoro ja jestem szczęśliwym, to chcę, ażebyś i ty nim był także... I dam ci tego dowody.
Bankier się zatrzymał.
Fabrycjusz czekał, jak na rozpalonych węglach, rezultatu komedji, którą tak umiejętnie odgrywał, ale miał tyle mocy nad sobą, że nie dał wcale tego poznać.
— Otwórz mi swoje serce z otwartością, która ci honor przynosi — mówił znowu bankier — i odpowiedz mi bez wahania, czy na zawsze zerwałeś już z dawnem życiem?
— Tak, mój wuju.
— Czy czułbyś się dosyć silnym, przewracać złoto pełnemi garściami i oprzeć się pokusom, których dawniej zwalczać nie potrafiłeś?
— Egzystencja, jaką mi wuj przypomina, jest poprostu wstrętną. Nie pojmuję już takiego życia... Wstydzę się za nie i nic by mnie już teraz nie zwróciło na te drogi.
— Zupełnie pewnym jesteś siebie?
— Tak, mój wuju, najzupełniej jestem pewny.
— Czyli, że czujesz dosyć, jak to po prostu powiadają ołowiu w głowie i rozsądku w umyśle, ażeby przyjąć na siebie odpowiedzialność w bardzo ważnej sprawie?...
— Czuję się dosyć silnym, aby zmazać przeszłość pełną błędu i szaleństw, dzięki której utraciłem cały swój majątek, ale która, zapewniam cię wuju, nie naruszyła mego honoru...
— A praca cię nie przestrasza?...
— Praca ma dla mnie dziś taki urok, jak dawniej przyjemności.
Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/90
Ta strona została skorygowana.