Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

— Chwała Bogu! — wykrzyknął pan Delariviére... Znalazłem człowieka, jakiego mi było potrzeba, a ten człowiek jest jedynym moim krewnym, synem mojej ukochanej siostry! Słuchaj mnie, moje dziecię...
Fabrycjusz coraz więcej był zaciekawiony, co to mu bankier powie takiego... Co to będzie za przyszłość, jaką przed nim odkryje?.. Może bardzo świetna?.. Odezwał się też wzruszonym głosem:
— Słucham cię, mój wuju, i jeden Bóg wie, z jak głęboką uwagą, z jakiem głębokiem wzruszeniem.

ROZDZIAŁ XXIV.

Pan Delariviére zatrzymał się chwilkę, jakby zbierał myśli, nakoniec rzekł:
— Dziś rano zobaczywszy moją ukochaną Joannę dotkniętą tak gwałtownie — bo kilka godzin była w wielkiem niebezpieczeństwie — po raz pierwszy zastanowiłem się nad niestałością życia i przeląkłem się śmierci, nie tyle dla mnie, co dla dwóch ukochanych istot, do których należę duszą całą... Powiedziałem sobie, że jaki pierwszy lepszy atak, jakie pierwsze lepsze uderzenie krwi do głowy, może mnie razić, jak piorun... Zapytywałem się siebie, coby się stało z matką i córką, jeżeli umarłbym przed zatwierdzeniem przez prawo naszego: małżeństwa... Przeklinałem swoją długą obojętność i zrobiłem testament.
— Testament! — potwierdził machinalnie Fabrycjusz.
— Zadziwia cię, że tak długo się z tem ociągałem?... Co chcesz, to tak się zwykle dzieje! Mamy się za nieśmiertelnych.. zapominamy się... odkładamy zawsze na jutro... Nagle nadchodzi niespodziewana katastrofa i umiera się w rozpaczy, że się uczyniło nieszczęśliwymi tych, których się najbardziej kochało.
Po chwilowym przestanku pan Delariviére ciągnął dalej:
— W tym ostatecznym akcie, mającym zabezpieczyć los Joanny i Edmy, gdybym umarł przed zatwierdzeniem naszego ślubu, ciebie także nie ominąłem.