Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

— Dwanaście miljonów! — wykrzyknął z nieopisanym akcentem. — Dwanaście miljonów! Czyż to możebne?
— Możebne i pewne... i to jest także pewnem w tym testamencie, w tych trzech wierszach, których nie chciałeś przeczytać, że zapisałem na twoją korzyść trzecią część tej sumy.
Fabrycjusz pobladł bardziej jeszcze, niż wtedy kiedy mu Tiennetta podała bilet bankiera. Serce jego skakało w piersiach jak ptak, co chce się wydobyć z klatki.
— Trzecią część dla mnie?... — szeptał. — Dla mnie cztery miljony?...
— Tak, dla ciebie... dla ciebie.
— Ależ to za dużo, za bardzo dużo!
— Pozwól mi dokończyć. Spodziewam się żyć jeszcze długie lata i naturalnie ten testament unieważni moje małżeństwo, ale ty na tem nic nie stracisz. Twoja ciotka, która wie, co dla ciebie zrobiłem, która pochwala w zupełności powziętą szczęśliwą myśl, życzy sobie, ażeby w dzień zatwierdzenia naszego ślubu te cztery miljony były ci w całości doręczone. Pochwaliłem to natchnienie jej serca i tak się też stanie.
O! serce szlachetne!... dusza prawdziwie wzniosła! — wykrzyknął Fabrycjusz, przykładając chustkę do oczu, dla otarcia łez.
Ten napływ łez spowodowany był po prostu wstrząśnieniem nerwowem i nie pochodził wcale z wdzięczności dla wuja.
Pan Delariviére dał się jednak oszukać.
— Tak, tak! — szeptał — prawdę powiedziałeś, to złote serce, to dusza wybrana! Kochana moja Joanna!... a ja o mało jej nie utraciłem!... O! żeby Pan Bóg pozwolił mi umrzeć przed nią!...
I wzruszony niezmiernie, oparł głowę na ramieniu Fabrycjusza i wybuchnął głośnym płaczem.
Po tym uczuciowym kryzysie nastąpiło chwilowe milczenie. Pan Delariviére przerwał je pierwszy.