Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/108

Ta strona została przepisana.

— To jej nie spróbuję, nawet choćby były widoki powodzenia. Wnuczka moja potrzebuje mnie... Ja chcę żyć...
— Czy to dla dziecka chcesz pani mej porady?
— Nie, panie.
— Więc po co pani przyszłaś?
— Ażeby pańska wiedza mną pokierowała, ażeby dała mi sposoby poznania i oddania w ręce sprawiedliwści nędznika, który zamordował mego protektora, ukradł jego majątek i podpalił dom, a którego wspólnik chciał mnie zabić i oślepił. Czy pańska wiedza będzie mogła to uczynić:
— Wiedza moja nie ma wcale granic! — odpowiedział doktór z przesadą. — Jasnowidząca, uśpiona przezemnie snem magnetycznym, i wypytywana przezemnie, odpowie.
— To wypytuj się pan prędko i niech odpowiada!
— Ona będzie mogła uczynić to dopiero wtedy, gdy jej rozkażę spać i kiedy siłą woli mej odosobnię duszę od materyi.
— To uśpij ją pan!
— Przedewszystkiem muszę pani powiedzieć, że, pomimo nieprzepartego wpływu na nią, niepodobna jej widzieć tego, co ma widzieć, jak pani chcesz, jeżeli nie zaprowadzimy łączności między nią a osobą, która popełniła ohydną zbrodnię, o jakiej pani wspomniałaś.
— Jakże zaprowadzić tę łączność?
— Kładąc jej do rąk ten przedmiot, który należał do tej osoby. Jeżeli nie masz pani tego przedmiotu, to nic nie jest możebne.