Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/111

Ta strona została skorygowana.

Skutkiem tego podwoił ruchy, nadając twarzy wyraz rozkazujący.
Kiedy ręce jego dotykały twarzy i piersi Ewy Mariani, ażeby ją otoczyć prądem magnetycznym, fałszywa jasnowidząca, odgrywająca rolę swą z doskonałością zwykłą, jakby odczuwała co chwila silne wstrząśnienie i drganie nerwowe, wstrząsające jej ciałem.
Po raz trzeci wyszeptała:
— Nie mogę.
O’Brien nakazał jej to przewlekanie.
Tymczasem namyślał się nad wynalezieniem sposobu, ażeby ochronić Roberta Verniere od wszelkiego niebezpieczeństwa, i przekładał niecierpliwie z ręki do ręki brelok oskarżający, który mu wręczyła ociemniała.
Nie dopisywała mu wyobraźnia.
Nie wpadał na żaden pomysł.
Schodząc z estrady i nacisnąwszy guzik metalowy, wypuścił oślepiające światło z lampy magnezyowej.
Następnie wysunął postument lampy, tak, że sięgała ona wysokości twarzy panny Mariani, i rozkazał:
— Patrz bezustannie na to świetlane ognisko!
Rzekoma jasnowidząca usłuchała, rzuciwszy spojrzenie na O’Briena, który gestem wskazał jej, że czas już odegrać komedyę ze snem.
Weronika, niecierpliwa, pełna niepokoju, czekała ciągle.
Mała Marta doznawała dziwnego wrażenia.
Zdawało jej się, że jakby twarz jej muskał delikatny podmuch.