Powiedz pan sobie, że nikt w Paryżu nie będzie mógł odpowiedzieć na pytania ślepej, ani na wszelkie jasnowidzące szarlatanów, moich współkolegów, ani profesorowie szkoły Charcota! Śpij pan spokojnie i nie trwóż się snów.
— O! ta pieczątka... ta pieczątka! — wyszeptał Robert, jakby wcale nie uspokojony.
— Ona pana ciągle zajmuje jeszcze?
— Ciągle.
— Zastanówmy się trochę, kto będzie mógł panu dowieść, że ona pochodzi od pana?
— Weronika Sollier.
— Ona jest ślepą...
— Słyszałem od pana, że jej wyleczenie nie jest niemożebne.
— Tak, ale dodałem, że operacya bardzo niebezpieczna może narazić jej życie, na co ona odpowiedziała, że chce żyć i że dlatego nie poddałaby się operacyi. Nabierz więc pan otuchy! Głowa do góry! Ja tylko znam pańską tajemnicę i możesz pan być pewny, że nie będę się nią posługiwał przeciw panu.
— Jedno pytanie...
— Jakie?
— Czy wnuczka ślepej może teraz pamiętać, co się działo przed chwilą?
— Ona nie może nic pamiętać... Po obudzeniu, zapomniała o wszystkiem.
— Tak pan utrzymujesz?
— Przysięgam panu.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/125
Ta strona została przepisana.