Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/130

Ta strona została skorygowana.

Trzymał go poznaną tajemnicą i trzymał go dobrze...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Bratobójca opuścił ulicę Zwycięztwa i udał się do Neuilly.


∗             ∗

Weronika, wyszedłszy od magnetyzera wraz z Martą, która zaledwie oprzytomniała po doznanym ataku nerwowym, mogła była dzięki dziecku, które nią kierowało, dojść do najbliższej stacyi dorożek i wsiąść do fiakra, który ją odwiózł do Saint Quen.
W drodze ociemniała wypytywała znów Martę, ażeby się dowiedzieć, czy rzeczywiście nic sobie nie przypomina z tego, co się działo w sali porad doktora O’Briena.
Odpowiedzi małej dziewczynki były zupełnie przeczące pod każdym względem.
Nie zachowała wcale wspomnienia z krótkiego okresu snu magnetycznego.
Weronika w końcu nabrała przeświadczenia, że słynny magnetyzer jest tylko poślednim szarlatanem, który, wyczytawszy w dziennikach opis potrójnej zbrodni w Saint-Ouen, nadużył jej łatwowierności i usypiając jej wnuczkę o mało co jej nie zabił.
Wątpić zaczęła o tej mniemanej wiedzy, na którą jeszcze w przeddzień tak wielce liczyła, dla odkrycia prawdy.
Jednakże nie uznała się za pobitą.