Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Jesteśmy wszystkie w żałobie, ale obok zmartwienia Bóg daje trochę nadziei dla wszystkich... Pani jesteś córką tego, który stara się wykryć morderców i ukarać ich... Ofiarujemy ci ten bukiet, prosząc Boga, ażeby kierował tak pani ojcem, iżby ofiary zostały pomszczone!..
Słowa dziecka wywołały prawdziwy zapał.
— Tak! tak!.. niech będą pomszczone! — zawołał stary Szymon.
I tłum powtórzył:
— Niech będą pomszczone!.. tak!.. tak!.. niech będą pomszczone!
Robertowi i Klaudyuszowi pot wystąpił na czoła.
Przemówiunia się skończyły, zwiedzać miano fabrykę.
Podczas drogi Henryk Savanne przyłączył się de pani Verniere, która nań skinęła.
— Mój drogi Henryku — rzekła do niego — pomówimy w ciągu dnia o tej biednej pani Sollier. Dotąd nie mogłam się nią zająć. Powinieneś ją zbadać poważnie i przekonać się, czy twoja wiedza nie mogłaby poradzić dla jej wyleczenia.
— Myślę o tem często kochana pani — odpowiedział młodzieniec. — Zobaczymy, czy to wyleczenie jest możebne. I byłbym to już uczynił, gdyby nie cios straszny, jaki mi zadała śmierć mego ukochanego ojca.
— O! tak, mój drogi Henryku! — wtrąciła Alina — uczyń nawet niemożebność, ażeby jej przywrócić wzrok!
— Ona widziała mordercę, ponieważ z nim walczyła — dodała pani Verniere. — Jożeli odzyska wzrok, może będzie w stanie go poznać i wydać sprawiedliwości?..