— Bóg to pozwoli! — wyrzekł Filip de Nayle, który się znajdował przy matce.
—Wszystko, co będzie można, uczynię — odparł Henryk.
Zwiedzanie fabryki miało się ku końcowi i zbliżała się godzina biesiady.
Udano się do zakładu pani Aubin, wszyscy zasiedli przy zastawionych stołach.
Na dole rodzina Vernierów, Savannów. władze z Saint-Ouen i majstrowie fabryczni.
Na pierwszem piętrze Filip de Nayle zastępował ojczyma.
Podług życzenia Aliny, mała Marta i jej babka siedziały po prawej i lewej stronie Henryka Savanne.
Zaczął się bankiet.
Zbyt świeżemi były głębokie i bolesne wspomnienia, ażeby możliwe być mogło wielkie ożywienie... Robotnicy byli spokojni i pełni uszanowania, w braku zaś wesołości najszczersza serdeczność panowała w ciągu całej biesiady.
Wśród tłumu ciekawych, którzy obecni byli korowodowi uczestników bankietu, nikt nie zauważył starca o długich białych włosach, twarzy bladej i oczach, zasłoniętych okularami, zlekka przyciemnionemi.
Na ramieniu starca opierała się młoda kobieta, lat dwudziestu do dwudziestu pięciu; woalka okrywała jej