— Na cześć pamięci naszego szanownego i nieodżałowanego pryncypała, Ryszarda Verniere! — odpowiedzieli robotnicy, poruszeni do głębi duszy.
Słyszał to starzec, który jadł śniadanie na dworze.
Dreszcz przebiegł mu po ciele.
Robert — być może sam przerażony. uczuł krew, napływającą mu do twarzy.
Podszedł do jednego z otwartych okien.
Pod tem właśnie oknem siedział starzec, który na jego widok pochylił głowę i wyrzekł po niemiecku, jakby się zwracał do swej towarzyszki:
— Jesteś pan bardzo mocny. Nie lękaj się niczego, ja czuwam... Za kilka dni wszystko się skończy, dziewczynka zniknie.
Robert poznał głos.
— O’Brien wyszeptał.
Magnetyzer, bo to był on, tak niepodobny do siebie w peruce białej i ciemnych okularach, położył palec na ustach i przybrał poprzednią postawę.
Bratobójca opuścił okno i znów usiadł na swem miejscu.
∗
∗ ∗ |
Daniel Savanne, pragnąc wcześnie powrócić do siebie, powierzył Matyldę opiece pani Verniere i oddalił się po przemówieniu Roberta do robotników.
Odkąd się dowiedział nagle o śmierci brata, nie znając jeszcze szczegółów, które miał przynieść list zapowiedziany, spodziewany z dnia na dzień, stał się głęboko smutnym i posępnym, i sprawy, które miał po-