Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/143

Ta strona została przepisana.

wierzone, odczuwały nieco straszliwy cios, który w niego ugodził.
To śledztwo w sprawie potrójnej zbrodni w Saint-Ouen znajdowało się jeszcze na tym samym punkcie, co i w dzień, kiedy Weronika Sollier stawiła się w jego gabinecie i złożyła zeznanie w obecności Roberta Verniere, Klaudyusza Grivot i kasyera Prieura.
Napróżno inspektor policyjny Berthout w ruch wprawił swoich agentów, wciąż otrzymywano tylko ujemne rezultaty.
Coraz mniejsza była nadzieja wykrycia winowajców, i teraz liczono najwięcej na przypadek — tego tak dzielnego pomocnika policyi.
Robert i Klaudyusz zaczynali oddychać swobodniej. Gdyby mała Marta znikła, wszelkie niebezpieczeństwo, jak mniemali, byłoby zażegnane, gdyż obaj mieli przeświadczenie, że Weronika Sollier jest nieuleczalną, a więc bezsilną.
Powróćmy do Saint-Ouen, na bankiet.
W wielkiej sali restauracyjnej matki Aubin pito właśnie kawę, stojąc.
Gromadki utworzyły się dokoła Roberta, objaśniającego w sposób nader zrozumiały, jaki postęp chce zaprowadzić w odbudowanej fabryce.
Słuchano słów jego z głęboką uwagą, bo to, co mówił interesowało słuchaczów do wysokiego stopnia.
Pani Verniere skorzystała z tej chwili, ażeby się zbliżyć do Weroniki, z którą Henryk Savanne dość długo rozmawiał podczas obiadu, wypytując ją o operacyę, jaką przechodziła, o cierpienia, jakich doznawała jeszcze, sta-