Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/148

Ta strona została przepisana.
XVIII.

Filip de Nayle, który dotąd milczał, teraz zabrał głos.
— Czy pani widziałaś mordercę? — zapytał.
— Tak, widziałam go... widziałam dobrze — odpowiedziała Weronika.
— I mogłabyś go pani poznać, gdybyś się wobec niego znalazła i gdyby dane ci było odzyskać wzrok?
— Tak, poznałabym go z pewnością, ale gdzie odnaleźć tego nędznika? Chyba ręka Boża przyprowadziłaby go do mnie, a Bóg chyba nie chce jego kary, ponieważ mnie uczynił ślepą... Miałam wskazówkę, którą uważałam za cenną... Spodziewałam się... i ta wskazówka stała się nieużyteczną...
— Wskazówka? — powtórzyła pani Verniere.
— Tak.
— Jaka wskazówka?
— Klejnocik, wyrwany mordercy, podczas gdy z nim walczyłam... Przedmiot ten, oddany przezemnie sędziemu śledczemu, nie wydał mu się dostatecznym do wykrycia winowajcy... Ślepa jestem... niestety, ślepa! Gdyby cudem oczy mi zostały powrócone, poświęciłabym moje życie, moje całe życie, na poszukiwanie mordercy! Oto jedyne dobrodziejstwo, jakie przyjęłabym od państwa, wzrok... Ale państwo nie możecie mi go przywrócić...
— Kto wie? — wtrącił Henryk Savanne.
Słysząc, poznając głos młodzieńca, Weronika zwróciła się ku niemu.
— Jakim sposobem? — zapytała.