Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/149

Ta strona została skorygowana.

Henryk ciągnął dalej:
— A gdybym ja spróbował przywrócić pani ten wzrok, który byłby dla pani szczęściem, światłem dla sprawiedliwości, wreszcie zemstą!..
— Niestety to niemożebne — wyrzekła niewidoma z przygnębieniem.
— Kto pani to powiedział?
— Doktór Sermet tak twierdził... że operacya, jakaby została przedsięwziętą dla zdjęcia zasłony z oczu moich, sprowadziłaby prawie z pewnością nie światło, ale śmierć.
— Śmierć! — powtórzyły ze zgrozą Alina, Matylda i pani Verniere.
— A potem i kto inny mi to powiedział — ciągnęła dalej Weronika, zwieszając smutnie głowę na piersi.
— A inni wciąż pani twierdzić będą — odparł żywo Henryk Savanne — że, jakkolwiek operacya będzie ciężka, nie narazi życia pani na niebezpieczeństwo...
— Ci możeby się mylili?
— Czy chcesz, pani, pozwolić mi, ażebym zbadał twoje oczy.
— I owszem, panie.
— Usiądź tak, pani — rzekł młodzieniec, prowadząc Weronikę do krzesełka przy oknie — i pochyl głowę w tył.
— Czy tak dobrze?
— Dobrze. Niech się pani nie porusza.
Henryk zwolna podniósł powieki niewidomej i przez kilka sekund przyglądał się źrenicom.