Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/151

Ta strona została skorygowana.

W tejże chwili zbliżył się do nich Robert.
— Spiski jakieś? — odezwał się ze śmiechem — czy mowa o polityce?
Aurelia odpowiedziała,
— Mówiliśmy o tej biednej kobiecie Weronice Sollier.
— A!..
— Uczyniliśmy wszystko, co zależało od nas, ażeby ją zdecydować do przyjęcia naszej pomocy, pensyi, któraby jej pozwoliła żyć spokojnie i wychowywać wnuczkę.
— I odmówiła?
— Tak — odrzekła Alina i dodała: — Nieszczęśliwie wymówiłam słowo, które wszystko popsuło i którego głęboko żałuję.
— Nie możecie jej zmusić do przyjęcia dobrodziejstwa pomimo jej woli — podchwycił Robert.
— Zapewne, lecz pomimo to naszym obowiązkiem jest starać się o uczynienie jej życia mniej przykrego, mniej bolesnego.
— W jaki sposób, skoro odmawia waszej pomocy?
— Istnieje inny sposób...
— Jaki?
— Starać się o przywrócenie jej wzroku.
Robert z trudnością wielką pokrył słabość, ogarniającą go raptownie?
— A! — wyrzekł — przywrócić jej wzrok...
Teraz wtrącił się Filip de Nayle.
— A gdyby usiłowanie powiodło się — rzekł — ja pierwszy prosiłbym o przywrócenie jej miejsca, które miała w fabryce przed nocą zbrodni.