I jedyną ręką kolejno obejmował wszystkie wymienione i całował.
Zewsząd wyciągały się ręce, dla powitania dawnego żołnierza marynarki, którego wszyscy lubili.
— A więc to jakiś bal? — zapytał, uścisnąwszy ręce wszystkim, w tej liczbie i Vide-Goussetowi.
W kilku słowach pani Aubin obeznała go ze wszystkiem, co się działo.
— A pana nie było, więc nie mogliśmy tańczyć — wtrąciła Marya.
— Potańczymy w dniu naszego ślubu — odparł Magloire z twarzą rozpromienioną — w dniu, kiedy będziemy właścicielami restauracyi pani Aubin i kiedy zafunduję przyjacielowi Vide-Gousset słynną bibę...
— Jaką bibę? — zapytał pijak.
— A te bibę, którą ci przyrzekłem, jeżeli wygram główny los na bilet loteryjny, któryś mi odstąpił...
— A! do licha! — zawołał robotnik, któremu te kilka słów odświeżyło pamięć. — Czy to już było ciągnienie?
— Właśnie dziś zrana...
— A mój numer... nie przypominam już sobie numeru mego biletu... Ale to nic nie szkodzi... no, czy padła na niego wygrana?
— Główna wygrana 50,000 tysięcy franków, tak, mój stary!..