ryniarzowi — przecież pani powiedziała: słowa danego nie cofa się!..
Mańkut ucałował swą narzeczonę.
— Dziękuję! — zawołał — i moja stara matka będzie na ślubie!.. To się dopiero ucieszy!
— Czy z nami będzie mieszkała?
— Nie. Nie mogłaby się wyrzec swych przyzwyczajeń i swego dworku.
I, ujmując narzeczoną za rękę Magloire, dodał:
— Tu będziemy mieli inną matkę do pielęgnowania i małą wnuczkę, nad którą czuwać będziemy... Kiedy Marta dorośnie, będzie ci dopomagała i stanie się twoją prawą ręką w domu, jaką ty byłaś u pani Aubin...
— Nie, Magloire — rzekła nagle Weronika — ani ja, ani Marta, nie zgodzimy się być ci ciężarem..! Ja odmawiam!
— Tylko proszę mi nie gadać takich rzeczy! — odparł mańkut tonem wyrzutu.
— Ja muszę mówić te rzeczy, Magloire — podchwyciła pani Sollier. — Podczas twej nieobecności wnuczka i ja robiłyśmy, coś nam doradzał przed wyjazdem... Z katarynką odbywałyśmy wędrówki... Dochody miałyśmy takie, że nietylko starczyło na życie, ale można było jeszcze odłożyć. Ja potrzebuję ruchu i świeżego powietrza... Gdybyś nam zechciał zostawić swą katarynkę, żebyśmy dalej pracowały, z którą nam się tak dobrze wiodło... W zimie Marta pójdzie do szkoły i powetuje na naukę czas, podczas lata stracony. Ja jestem spokojną teraz, bo wiem, że gdybym umarła, wybyście jej nie opuścili... Ale tymczasem zostawcie nam swobodę, czego pragnę...
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/160
Ta strona została skorygowana.