Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/164

Ta strona została przepisana.

— To niemożebne! — zawołał Robert Verniere, który w przeddzień widział amerykanina w Saint-Ouen.
— A jednak tak jest. Pan O’Brien sprzedał swe ruchomości handlarzowi, który wszystko zabrał nazajutrz, odprawił służbę i wyjechał z rzeczami i swą jasnowidzącą. Słyszałem, jak mówił do woźnicy: Na kolej Północną. Ale koleją Północną można wyjechać w różne strony.
Widocznie odźwierny nic więcej nie wiedział; zbyteczne było więc wypytać go dłużej.
Robert wstąpił na śniadanie do restauracyi na bulwarze.
Podczas śniadania mówił do siebie:
— To tylko udany wyjazd, przeznaczony do odwrócenia uwagi, w chwili prawdziwego wyjazdu... Wczoraj w Saint-Ouen O’Brien był przebrany! Przygotowuje wykradzenie małej Marty i ukrywa się w oczekiwaniu godziny odpowiedniej, dla wykonania tego projektu. Jednakże powinien był mnie uprzedzić a przynajmniej powiedzieć wczoraj, gdzie się z nim mogę zobaczyć. Cóż ja teraz uczynię? Czy mam czekać, aż się zgłosi do mnie po pieniądze, które mu obiecałem. A gdyby się opóźnił? gdyby przedtem Henryk Savanne spróbował operacyi, która ma przywrócić wzrok Weronice, gdyby mu się powiodło?... na samą myśl o tem, czuję dreszcze.
Zjadł śniadanie prędko i udał się do Saint-Ouen, chcąc czemprędzej znaleźć się w fabryce i zwierzyć się z obaw swych Klaudyuszowi Grivot, któremu oznajmił już o projektowanem porwaniu Marty.
O’Brien zatrzymał się rzeczywiście, ale nie w Paryżu.