Zebranie i uporządkowanie myśli przyprawiło go o wielkie zmęczenie.
— O! doskonale... doskonale — powtórzył. — Tak, może pan mnie wypytywać, a ja panu odpowiadać będę, ażebyś się przekonał, że nie masz do czynienia z jakim oszustem... Otóż chodziło — jak panu wiadomo niezawodnie — o odnalezienie śladów pewnej młodej kobiety i dziewczynki, opuszczonych przed kilku laty przez kapitana, którego wyrzuty sumienia gnębiły strasznie.
Wiewiórka zatrzymał się.
— Mów pan dalej — rzekł Robert...
— Stracił je z oczu przed siedmiu laty i pragnął (rzecz bardzo naturalna i przynosząca mu zaszczyt) naprawić złe, wyrządzone opuszczeniem. Z powodów poważnych i pewnych, nie chciał się z tem zwierzyć nikomu z rodziny. Panu tylko, swemu najlepszemu przyjacielowi, zgodził się odkryć tajemnicę swego serca! Dlatego też przed panem zdać mam sprawę z wyniku mych poszukiwań...
— Jakie jest nazwisko kobiety poszukiwanej? — zapytał Robert.
— Germana Sollier.
— A dziewczynki?
— Marta.
Od kilku sekund pewien rodzaj intuicyi ostrzegał Roberta, że Nestor Wiewiórka wymieni te dwa nazwiska. Słysząc więc je, nie doświadczył i nie okazał żadnego ździwienia.
Podchwycił:
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/176
Ta strona została przepisana.