Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/18

Ta strona została przepisana.

Wszystko, co tylko mogłem, uczyniłem, i powiodło mi się. Szczycę się tem, gdyż zadanie było bardzo trudne. Nie będziesz już widziała swej wnuczki ukochanej, to prawda, i pojmuję gorycz tego żalu, ale słyszeć będziesz jej głos. Ręce twe, głaszcząc jej twarzyczkę, wywoływać będą żywiej wspomnienia, i w wyobraźni oglądać będziesz jej postać, gdy okryje cię pocałunkami, serce twoje zabije, zapomnisz, że jej nie widzisz, i będziesz szczęśliwa z tego, że żyjesz...
— To rozumiem, panie doktorze, i masz słuszność — odpowiedziała Weronika głosem drżącym. — Ale jedna rzecz czyni me nieszczęście okrutniejszem tak, że nie pocieszę się nigdy.
— Cóż to takiego?
— Myśl, żem widziała dobrze twarz mordercy pana Verniere i mego i że przejdę nieraz obok niego, a nie będę mogła zawołać: To on! ponieważ go nie zobaczę, ponieważ jestem ślepą!
Weronika ukryła twarz w dłoniach i gorzkie łzy popłynęły z jej oczu bez spojrzeń.
— Uspokój się, pani Sollier!... uspokój się, proszę cię! — rzekł żywo chirurg, niespokojny o niezwykłe wzruszenie biednej kobiety, które mogło sprowadzić gorączkę. — Bóg jest sprawiedliwy! Nie zechce, ażeby podły morderca pozostał nieukaranym! Pozwoli może, że, nie widząc nawet, będziesz go mogła wydać sprawiedliwości. Miej ufność w Bogu. Teraz moje zadanie jest przy pani skończone. Za trzy dni wypiszę panią ze szpitala.
— Za trzy dni?
— Tak.