— Wprzód jednak pozwoli mi pan przyjąć tutaj małą Martę moją i dzielnego chłopca Magloira, który się nią zaopiekował?
— Magloire zostawił mi swój adres, kiedy był tutaj u pani z wnuczką, i obiecałem go uprzedzić, kiedy będę go mógł dopuścić do pani.
— O! panie doktorze — rzekła Weronika, składając ręce i głosem, pełnym łez — proszę pana, błagam, uprzedź go jak najprędzej, niech przyjdzie z moją drogą Martą, abym mogła ucałować przynajmniej ich oboje, ponieważ, niestety, nie mogę ich widzieć!
— Natychmiast go zawiadomię.
Ręce drżące niewidomej poruszyły się w powietrzu, szukając rąk doktora.
On je podał.
Weronika poniosła je do ust, płacząc.
— Diękuję ci, panie doktorze — wyjąkała dziękuję, żeś mi uratował życie, ponieważ tobie to zawdzięczam, że będę mogła uścisnąć swą Martę!
Doktór opuścił szpital ze wzruszenia, jakiego oddawna nie doświadczył.
Weronice pilno było oczywiście ucałować dziecko Germany i wypytać Magloira, niemniej jednak pilno jej było dowiedzieć się, czy Marta, pamiętając o jej zaleceniach, oddała mańkutowi kłębek bawełny, w którym znajdował się kwit Ryszarda Verniere.