Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/195

Ta strona została skorygowana.

Daniel i synowiec jego nie ukończyli jeszcze przejrzenia papierów kapitana Savanne.
Wrócili się do gabinetu i przekonali się wkrótce, że to, co im pozostawało do obejrzenia, było względnie małego znaczenia.
— Ojciec pozostawił ci ładny majątek — rzekł sędzia śledczy, gdy ukończyli tę pracę. — Sądzę, że uczynisz dobrze, nie podnosząc go z rąk naszego przyjaciela Robineta, który oddawna ma powierzone interesa twego ojca i moje... To człowiek uczciwy i zacny administrator... Czyś gotów usłuchać tej rady?
— Bezwarunkowo, drogi stryju.
— Zjemy więc śniadanie prędko i idziemy do niego.
Obaj mężczyźni przeszli do pokoju jadalnego, gdzie podane już było śniadanie.
Pan Robinet, notaryusz, przy ulicy Richeuliego, nie wiedział o śmierci swego klienta, Gabryela Savanne.
Ponieważ wiadomość o tej śmierci nie doszła jeszcze przedtem do rodziny w sposób urzędowy, więc go wcale nie zawiadomiono.
Gdy mu oznajmiono wizytę sędziego śledczego wraz z synowcem, dał rozkaz, ażeby ich wprowadzono natychmiast, i poszedł na ich spotkanie z wyciągniętemi rękami.
Na widok szerokiej krepy na ich kapeluszach, zadrżał.
— Po kim jesteście w żałobie, moi przyjaciele — zapytał żywo.
— Mój brat umarł — odpowiedział Daniel, a oczy jego napełniły się łzami.